Sunday, December 20, 2009

Out of my mind

Moj ojciec byl majsterkowiczem odkad tylko pamietam. Potrafil wyczarowac przerozne cuda z drzewa i metalu, robil to wszystko dokladnie i podziwu godna precyzja.
Gdy mialem nascie lat, na ZPT dostalismy prace domowa - zrobic skrzynke na narzedzia.
W sumie podawalem ojcu tylko gwozdzie a cala prace wykonal on - oczekiwalem ze dostane 5 punktow bo skrzynka byla naprawde zajebista , niestety wylecialem z nia do domu bo p.Zapalowski stwierdzil ze tak ladnie to ja sam nie moglem tego zrobic.
Nic w tych PRL-owskich szkolach nie punktowali kombinacji i ulatwiania sobie zycia :)
Jakies 5 lat temu chcac sprawic mu frajde ,kupilem zestaw narzedzi na baterie - wiertarka,pila,heblarka i cos tam jeszcze...
Zapakowalem to wszystko w wielka pake i poslalem do Polski - niech chlop ma prezent na swieta.
Zastrzeglem zarazem ze napiecie w kanadzie jest inne niz w PL i musi dokupic sobie prostownik.
Radosc byla wielka - Stefciu od razu zaczal wiercic,ciac,obcinac i tworzyc rozne,rozniaste polki,szafki i stoliki dla mamy.
Radosc trwala kilka miesiecy -do czasu az ojczulek podpial ladowarke bezposrednio do polskiego gniazdka i trafil ja szlag.
Obiecalem mu ze zamowie taka ladowarke i wysle mu paczka lotnicza aby zaden z jego arcywaznych `projektow`nie ucierpial.
W tym czasie, co tydzien w sobote dzwonilem do rodzicow na tzw. gadke szmatke, gorzkie zale i wypominki - w tych dwoch ostatnich zwlaszcza - brylowala moja mama.
Kobiecina nie mogla sobie uzmyslowic, ze synus nie ma juz 13 lat i ciagle bombardowala mnie pytaniami czy aby na pewno cieplo sie ubieram,czy nie pije za duzo piwa i czy nie wydaje pieniedzy na bzdury.
Moja odpowiedz z reguly byla taka sama - `Haniu,czy Ty nie masz innych problemow? Wez sie zajmij soba a nie uprzykrzaj swemu dziecku zycia bo i tak nie ma lekko"
Uzmyslawialem tez matce rodzicielce bardzo dyskretnie - iz to ja ponosze koszty tych rozmow telefonicznych a wiec w dobrym tonie byloby aby nie marnowala czasu antenowego na trucie mi tylka czy zakladam szalik i nie pije niczego zimnego...
Na szczescie lata praktyki uodpornily mnie na gderanie mamy i to co wpuszczalem jednym uchem wypuszczalem drugim ,z drugiej zas strony obralem taktyke izolowania ja od pewnych - powiedzmy - drastycznych informacji ktore moglyby wprowadzic zamet w jej sielankowa wizje mojego swiata.
W Kanadzie dawno temu, ktos wpadl na cudowny pomysl i zrobil wolne poniedzialki w pierwszy weekend kazdego letniego miesiaca. Mamy wiec 3 dni wolnego co 4 tygodnie - okres na ktory czekam jak na zbawienie.
Wlasnie tuz przed kolejnym dlugim weekendem, wpadl mi do glowy pomysl aby odwiedzic rodzicow,wypic z ojcem piwka i wysluchac narzekania mamy na zywo.
Wyliczylem sobie ze jesli wylece w piatek - bede w Krakowie w sobote kolo poludnia, wpadne do rodzicow i siostry,wieczorkiem dyskretnie ulotnie sie na rendezvous na rynku ,w niedziele znowu rodzinka, a w poniedzialek 6 rano powrot do Toronto,wtorek do pracy.Spoko.
Gdy jednak uslyszalem cene za 3-dniowy bilet do Krakowa myslalem ze kobita robi sobie jaja z pogrzebu - ale niestety nie ma zmiluj , jesli nie siedzi sie tydzien w kraju licza sobie ho ho albo jeszcze wiecej.
Raz sie zyje,kupilem bilet i nie mowiac nic rodzicom - via Frankfurt zawitalem w Krakowie.
Odprawa celna, odbior wypozyczonego samochodu zajely mi minute siedem i juz pedzilem po tych najgorszych chyba na swiecie polskich drogach do domu rodzicow (jakies 30 minut od lotniska).
Pogoda byla piekna ,wrecz wymarzona na taka wizyte.
Podjechalem pod dom ,parkujac w bezpiecznej odleglosci tak aby nie zostac dostrzezonym przed czasem.
Zobaczylem ojca siedzacego przed domem i krojacego ziemniaki oraz mame sadzaca jak zwykle jakies zielska w swoim wypieszczonym i wypielegnowanym ogrodku.
Wykrecilem numer i obserwowalem jak mama odbiera telefon...
- Jak tam sprawy Haniu,robisz cos pozytecznego?
- O czesc synku - co ty tak pozno dzwonisz? Jestesmy z tata w ogrodku,taka piekna pogoda...
Zaraz bedziemy jesc obiad ...
Chcialem chociaz przez chwile kontynuowac ta konwersacje ale nie mialem na tyle silnej woli aby udawac i powiedzialem do mamy - " a coz Ty sie tak wystroilas na zielono?"
Mama znieruchomiala,po czym odwrocila sie i zobaczyla mnie opartego o plot, smiejacego sie od ucha do ucha.
Odlozyla sluchawke i z przestrachem na twarzy zapytala..."Michal,co sie stalo?"
No jasne pomyslalem - typowa mama,dziecko do nich przyjechalo w odwiedziny a ta mysli ze od razu koniec swiata.
Na glos jednak odparlem ze ceny paczek lotniczych sa tak sakramencko drogie, ze totalnie nie oplacalo mi sie wysylac Stefciowi tej ladowarki tylko sam mu ja przywiozlem."przysiegam na pielgrzymke do Czestochowy mamo" dodalem rechotajac.
Ojciec z poczatku tez nie wiedzial co jest grane,po chwili jednak zasmial sie i stwierdzil -"coz mu sie dziwisz - przeciez zawsze byl pokopany".
Byly to cudne dwa dni ,jeden ze wspanialszych momentow w moim zyciu - do tej pory wisi nad moim biurkiem fotka, ktora zrobilem wlasnie wtedy.
Ojciec z matka bardzo tylko dziwili sie, czemu wieczorem wybywam z domu i nie planuje u nich nocowac.
Im mniej wiedza tym dla nich lepiej - po co mialem ich denerwowac ze wieczor i noc spedzilem w szalenie milym towarzystwie pewnej sympatycznej kolezanki.
No ale to juz zupelnie inna historia...

Wednesday, December 16, 2009

You'll Think Of Me



Adama poznalem kilka lat temu w Krakowie,siedzac z moja zona na piwie w BullPubie.
W zasadzie nie byl to udany wieczor.
Nie byl to udany wieczor do czasu gdy go wlasnie poznalem...
Po pierwsze dalem namowic sie na teatr (za ktorym nie przepadam) no ale ok - grali dosyc przyzwoita komedie z Andrzejem Grabowskim w teatrze Slowackiego - wiec pomyslalem ze jakos to przetrzymam.
W samym teatrze jednak okazalo sie, ze o ile z biletow wynikalo iz mamy miejsca obok siebie o tyle w rzeczywistosci dzielilo nas przejscie a wiec siedzialem sam obok dwojki rozgadanych nastolatek,slacych smsy podczas spektaklu z czestotliwoscia wieksza niz papa Rydzyk wola o pieniadze.
Na dodatek moje dansingowo-wypadowe spodnie byly o dwa numery za duze i czulem sie jak woznica furmanki,ktory popil i zaspal a szkapa przez pomylke wywiozla go do centrum miasta. Wstyd za piatke,oba samce.
Wszystko to sprawilo ze humor mialem pod psem i z bolem serca musze przyznac ze pogarszal mi sie wprost proporcjonalnie do euforii i atakow smiechu Joli,ktora najwyrazniej doskonale sie bawila.
Duzo pozniej przyznala mi sie, ze moja mizerna mina plus wiszace jak na strachu na wroble portki i dwie szczebioczace - jakby moje psiapsiolki,13 latki - byly lepszym ubawem niz sam spektakl...
Po dwoch godzinach meczarnia sie skonczyla i wreszcie moglismy przemknac (grudzien) na piwko do BullPubu na Malym Rynku.
Knajpa byla srednio zapchana i nie mielismy problemu ze znalezieniem stolika.
Ogolnie rzecz biorac,nadal bylem wkurzony i nie chcialo mi sie rozmawiac tylko saczyc mojego Zywca .
Niestety, moja zona doskonale wie kiedy jej nie slucham,nawet jesli patrze jej w oczy,kiwam glowa i co jakis czas mowie taaaaak.
Tym razem nie bylo inaczej - po 10 minutach szczebiotania i bzyczenia mi do uszu nastapila bloga cisza - stan tak pozadany i nieczesto w wolnej formie wystepujacy.
Niestety czesto zapowiadajacy burze i awanture.
Popijalem zloty nektar, rozmyslajac o waznych i trudnych do zrozumienia zagadnieniach dla kobiet , cieszac sie zarazem ze moja polowica znalazla sobie jakies zajecie i przestala zagluszac.
Z zamyslenia wyrwal mnie glos "oj corka chyba jest zla na pana"?
"Wrocilem" na ziemie i przekrecilem glowe w kierunku skad dobiegal glos. Zanim jeszcze spostrzeglem kto to powiedzial,przeleciala mi przez glowe mysl ze lepiej zeby facet nie szukal awantury bo naprawde nie mam dobrego dnia...
Zobaczylem starszego pana w wieku ok 80 lat,ubranego w garnitur, szczuplego, drobnego, palacego papierosa i popijajacego piwo z sokiem.
To bylo nasze pierwsze spotkanie.
Oh fuck - pomyslalem - wez sie dziadek odczep bo nie mam nastroju ani ochoty gadac o tym co cie boli albo swedzi.
Na glos odparlem jednak grzecznie "CORKA sie juz dzisiaj dosc nasmiala - teraz jak posiedzi skwaszona,nic jej nie zaszkodzi"
Starszy pan przeprosil ze sie wtracil i zapytal czy przeszkadza nam dym z jego papierosow (a kopcil jak lokomotywa).
Kiedy pije alkohol dym mi nie przeszkadza - wiec wzruszylem ramionami ze nie i wtedy po raz pierwszy zauwazylem jego oczy,takie mlode,usmiechniete, chyba szczesliwe i pelne sympatii.
Popijalem piwko i nadal siedzialem w milczeniu.
Jola tymczasem po 5 minutach opowiedziala mu historie swojego zycia, konczac na naszej wizycie w teatrze Slowackiego i tlumaczeniu czemu siedze z taka skwaszona mina.
Adam popatrzyl na moje spodnie i zamiast przyznac mi racje - stwierdzil no ze takie pumpy to on tez nosil - tyle tylko ze zaraz po 2 wojnie swiatowej.
Osz kawalarz sie na stare lata z niego zrobil - pomyslalem - rejestrujac machinalnie ze i ja sie smieje. Lody stopnialy.
Posiedzielismy w BullPubie do polnocy,calkiem dobrze sie bawiac.
Adam powiedzial ze z reguly wszyscy go ignoruja - przychodzi tutaj od lat bo mieszka 2 min dalej - ale z reguly pije piwko i wraca do siebie. "Mam 82 lata i z takim dziadkiem jak ja nikt nie chce gadac."
Do mojego powrotu do Kanady zostal jeszcze tydzien - umowilismy sie za dwa dni w tym samym miejscu i o tej samej porze.
Czas w Polsce zawsze szybko mi biegnie i zal marnowac go na nieudane imprezy i spotkania - ale musze przyznac ze na to kolejne piwko z Adamem mialem dziwnie duza ochote.
Jak zwykle przyszedl nienagannie ubrany , podpierajac sie laska . Przyszlismy wczesniej i zajelismy to samo co poprzednio miejsce.
Grzane piwko z sokiem pojawilo sie przed nim jakies 120 sekund pozniej i jak starzy znajomi zaczelismy krecic sie na bajerce opowiadajac,wspominajac i snujac marzenia.
Adam opowiadal o swojej rodzinie, jak bardzo zaluje ze z zona nie mogli miec dzieci, opowiedzial tez o samej zonie - ktora zmarla ponad dwadziescia lat temu . Od tej pory jest sam jak palec.
Po 4tym piwie (Michal,Ty mnie chcesz wykonczyc) wyznal nam ze chcialby jeszcze sie kiedys zakochac.
Zabawna byla reakcja obcokrajowcow odwiedzajacych BullPub - starszy facet z dwojka chyba swoich (?) dzieci najwyrazniej doskonale sie bawiacych.
Pare razy zauwazylem ze obserwuja nas zaciekawione oczy.
Podczas tego pobytu w Polsce spotkalismy sie raz jeszcze. Kupilem mu na pamiatke zapalniczke . Chyba byla troche za bardzo skomplikowana bo mial problemy z jej odpaleniem - ale mimo wszystko bylo widac ze bardzo sie ucieszyl...
Swieta,swieta i po swietach.
Zima w Kanadzie jest gorsza niz upuszczone pod prysznicem mydlo w zakladzie karnym , zawsze wiec staram sobie jakos wynagrodzic te dlugie miesiace zimna i trzesacego sie tylka .
Odwiedzanie Krakowa jest chyba najlepsza forma poprawiania sobie humoru i "ladowania" baterii a maj jest pieknym miesiacem .
Tak wiec dodalem a+b+c - i po raz juz n-ty wymeczylem sie przez 9 godzin w tym pieprzonym , niewygodnym fotelu LOTowskiego dwuplatowca i w polowie maja zawitalem na stare smieci.
Tym razem bylem sam - a wiec obeszlo sie bez teatru Slowackiego, operetek, wystepow zespolow ludowych, popisow chorow chlopiecych tudziez innych form spedzania wolnego czasu,ktore rajcuja i pasjonuja mnie tak bardzo jak pielgrzymki bose do Czestochowy.
Po zalatwieniu spraw niecierpiacych zwloki pozostal czas na przyjemnosci i rozrywke; dwa slowa - Rynek Glowny.
Nadal mam znajomych pracujacych w kilku lokalach rozsianych w okolicach centrum , tak wiec jeden-dwa drinki z kazdym wprawia mnie w bardzo szczesliwy stan pod koniec takiego specyficznego "obchodu".
Poznym wieczorem przechodzac obok BullPubu zerknalem przez szybe i dostrzeglem znajoma sylwetke.
Wcisnalem sie do srodka, kupilem piwo przy barze i bez zbednych ceregieli usiadlem przy Adamie mowiac - "sluchaj Adas, masz pozyczyc dwie dychy do konca miesiaca?"
Chlopina wytrzeszczyl oczy, zakaszlal i az wstal z wrazenia .
Nic sie skubaniec nie zmienil. Troche chyba tylko wiecej kaszlal.
Nadal pil to swoje cieple piwo z sokiem i kopcil jak ruska lokomotywa pedzaca pod gore.
Mowcie co chcecie ale w Krakowie zawsze bede czul sie jak w domu. Moze to miejsce a moze ludzie.W kazdym razie chetnie tam powracam.
Mily byl to wieczor, pozniej dosiedli sie do nas Finowie ktorzy zywcem nie mogli znalezc innego miejsca.
Adam mial duze problemy z zapamietaniem finskiego kitoss (dziekuje) do czasu az podsunalem mu analogie do polskiego kutas (w staropolskim znaczeniu fredzla i ozdoby naturalnie) czym rozsmieszylem chlopa do lez.
Time flies jak to u nas mowia, dwa dni pozniej wrocilem do Toronto.
Adama spotkalem jeszcze trzykrotnie.
Zawsze siedzial w tym samym miejscu, zawsze samotnie saczac swoj ulubiony napoj.
Raz jeszcze udalo mi sie go zaskoczyc niespodziewanym najsciem i glupawym tekstem po ktorym przecieral z niedowierzaniem okulary.
W pozostalych przypadkach dzwonilem z BullPubu na jego domowy telefon i wyciagalem go z lozka na male piwko.Gora dwa.No moze trzy.Jak beda cztery to sam sie zdziwie. W piec nie ma mowy abym uwierzyl.Na szesc to nawet nie mam pieniedzy...
Przyzwyczailem sie do niego w jakis bardzo dziwny sposob i nie wyobrazalem sobie wizyty w polsce bez drinka z Adamem.
W maju 2009 bylem znowu w Krakowie przez tydzien.
Nie mialem zbyt wiele czasu na sprawy osobiste, tak wiec tylko raz udalo mi sie odwiedzic rynek, zjesc calkiem przyzwoita - polska wersje burrito i odwiedzic JohnBulla.
Znam z widzenia pare osob obslugi i oni tez mnie pamietaja.
Chyba raczej z tej dobrej strony.
Jeden z barmanow podszedl do mnie, zanim zdazylem zaplacic za pierwszy kufel i zmrozil mnie slowami ze ma dla mnie bardzo niemila nowine. Nie patrzyl mi przy tym w oczy i wszelki komentarz byl zbedny.
Podnioslem reke do gory jakby chcac go uciszyc i pamietam ze powiedzialem tylko - "To juz wiecej piwa z Adasiem sie nie napije..."
Barman odparl ze jest mu bardzo przykro ,po czym zniknal gdzies na zapleczu.
Nie moglem nawet usiasc tam gdzie zwykle siedzielismy - bylo tak duzo ludzi,slyszalem rozne jezyki,mlodzi,starsi,jacys polonusi w gustownych dresach.
Ciasno,tloczno a jednak tak cholernie pusto.
Adam mial dlugie i chyba w sumie piekne zycie.Do konca chodzil,byl sprawny,palil i pil piwsko, mial dobra pamiec i poczucie humoru. Tez bym tak chcial.
Mysle tez ze znajomosc ze mna byla dla niego milym akcentem ostatniego roku z kawalkiem jego zycia.Dobre i to.
W Toronto nie moglem sobie tylko darowac ze nie usiadlem na "naszym " miejscu i nie wypilem piwska jak to dawniej bywalo.
Wiem ze jest to i tak bez znaczenia a symboliki picia samotnie piwa myslac o kims kogo w sumie widzialem 6-7 razy w zyciu i tak nikt nie pojmie.
No ale takie jest zycie. Gdyby wszystko mialo sens - pewnie nie byloby tak wesolo.
....
Za tydzien swieta i znowu lece do Polski.
Wybiore sie do BullPubu i zamowie piwko,gora dwa,no moze trzy,jak beda cztery to sam sie zdziwie...
Do tego wezme cieplego Zywca z sokiem malinowym i postawie w tym samym miejscu co zawsze.
Gdyby skubaniec mogl to zobaczyc,pewnie rechotalby do lez i przecieral chusteczka do nosa swoje okulary.

miss u buddy