Moj ojciec byl majsterkowiczem odkad tylko pamietam. Potrafil wyczarowac przerozne cuda z drzewa i metalu, robil to wszystko dokladnie i podziwu godna precyzja.
Gdy mialem nascie lat, na ZPT dostalismy prace domowa - zrobic skrzynke na narzedzia.
W sumie podawalem ojcu tylko gwozdzie a cala prace wykonal on - oczekiwalem ze dostane 5 punktow bo skrzynka byla naprawde zajebista , niestety wylecialem z nia do domu bo p.Zapalowski stwierdzil ze tak ladnie to ja sam nie moglem tego zrobic.
Nic w tych PRL-owskich szkolach nie punktowali kombinacji i ulatwiania sobie zycia :)
Jakies 5 lat temu chcac sprawic mu frajde ,kupilem zestaw narzedzi na baterie - wiertarka,pila,heblarka i cos tam jeszcze...
Zapakowalem to wszystko w wielka pake i poslalem do Polski - niech chlop ma prezent na swieta.
Zastrzeglem zarazem ze napiecie w kanadzie jest inne niz w PL i musi dokupic sobie prostownik.
Radosc byla wielka - Stefciu od razu zaczal wiercic,ciac,obcinac i tworzyc rozne,rozniaste polki,szafki i stoliki dla mamy.
Radosc trwala kilka miesiecy -do czasu az ojczulek podpial ladowarke bezposrednio do polskiego gniazdka i trafil ja szlag.
Obiecalem mu ze zamowie taka ladowarke i wysle mu paczka lotnicza aby zaden z jego arcywaznych `projektow`nie ucierpial.
W tym czasie, co tydzien w sobote dzwonilem do rodzicow na tzw. gadke szmatke, gorzkie zale i wypominki - w tych dwoch ostatnich zwlaszcza - brylowala moja mama.
Kobiecina nie mogla sobie uzmyslowic, ze synus nie ma juz 13 lat i ciagle bombardowala mnie pytaniami czy aby na pewno cieplo sie ubieram,czy nie pije za duzo piwa i czy nie wydaje pieniedzy na bzdury.
Moja odpowiedz z reguly byla taka sama - `Haniu,czy Ty nie masz innych problemow? Wez sie zajmij soba a nie uprzykrzaj swemu dziecku zycia bo i tak nie ma lekko"
Uzmyslawialem tez matce rodzicielce bardzo dyskretnie - iz to ja ponosze koszty tych rozmow telefonicznych a wiec w dobrym tonie byloby aby nie marnowala czasu antenowego na trucie mi tylka czy zakladam szalik i nie pije niczego zimnego...
Na szczescie lata praktyki uodpornily mnie na gderanie mamy i to co wpuszczalem jednym uchem wypuszczalem drugim ,z drugiej zas strony obralem taktyke izolowania ja od pewnych - powiedzmy - drastycznych informacji ktore moglyby wprowadzic zamet w jej sielankowa wizje mojego swiata.
W Kanadzie dawno temu, ktos wpadl na cudowny pomysl i zrobil wolne poniedzialki w pierwszy weekend kazdego letniego miesiaca. Mamy wiec 3 dni wolnego co 4 tygodnie - okres na ktory czekam jak na zbawienie.
Wlasnie tuz przed kolejnym dlugim weekendem, wpadl mi do glowy pomysl aby odwiedzic rodzicow,wypic z ojcem piwka i wysluchac narzekania mamy na zywo.
Wyliczylem sobie ze jesli wylece w piatek - bede w Krakowie w sobote kolo poludnia, wpadne do rodzicow i siostry,wieczorkiem dyskretnie ulotnie sie na rendezvous na rynku ,w niedziele znowu rodzinka, a w poniedzialek 6 rano powrot do Toronto,wtorek do pracy.Spoko.
Gdy jednak uslyszalem cene za 3-dniowy bilet do Krakowa myslalem ze kobita robi sobie jaja z pogrzebu - ale niestety nie ma zmiluj , jesli nie siedzi sie tydzien w kraju licza sobie ho ho albo jeszcze wiecej.
Raz sie zyje,kupilem bilet i nie mowiac nic rodzicom - via Frankfurt zawitalem w Krakowie.
Odprawa celna, odbior wypozyczonego samochodu zajely mi minute siedem i juz pedzilem po tych najgorszych chyba na swiecie polskich drogach do domu rodzicow (jakies 30 minut od lotniska).
Pogoda byla piekna ,wrecz wymarzona na taka wizyte.
Podjechalem pod dom ,parkujac w bezpiecznej odleglosci tak aby nie zostac dostrzezonym przed czasem.
Zobaczylem ojca siedzacego przed domem i krojacego ziemniaki oraz mame sadzaca jak zwykle jakies zielska w swoim wypieszczonym i wypielegnowanym ogrodku.
Wykrecilem numer i obserwowalem jak mama odbiera telefon...
- Jak tam sprawy Haniu,robisz cos pozytecznego?
- O czesc synku - co ty tak pozno dzwonisz? Jestesmy z tata w ogrodku,taka piekna pogoda...
Zaraz bedziemy jesc obiad ...
Chcialem chociaz przez chwile kontynuowac ta konwersacje ale nie mialem na tyle silnej woli aby udawac i powiedzialem do mamy - " a coz Ty sie tak wystroilas na zielono?"
Mama znieruchomiala,po czym odwrocila sie i zobaczyla mnie opartego o plot, smiejacego sie od ucha do ucha.
Odlozyla sluchawke i z przestrachem na twarzy zapytala..."Michal,co sie stalo?"
No jasne pomyslalem - typowa mama,dziecko do nich przyjechalo w odwiedziny a ta mysli ze od razu koniec swiata.
Na glos jednak odparlem ze ceny paczek lotniczych sa tak sakramencko drogie, ze totalnie nie oplacalo mi sie wysylac Stefciowi tej ladowarki tylko sam mu ja przywiozlem."przysiegam na pielgrzymke do Czestochowy mamo" dodalem rechotajac.
Ojciec z poczatku tez nie wiedzial co jest grane,po chwili jednak zasmial sie i stwierdzil -"coz mu sie dziwisz - przeciez zawsze byl pokopany".
Byly to cudne dwa dni ,jeden ze wspanialszych momentow w moim zyciu - do tej pory wisi nad moim biurkiem fotka, ktora zrobilem wlasnie wtedy.
Ojciec z matka bardzo tylko dziwili sie, czemu wieczorem wybywam z domu i nie planuje u nich nocowac.
Im mniej wiedza tym dla nich lepiej - po co mialem ich denerwowac ze wieczor i noc spedzilem w szalenie milym towarzystwie pewnej sympatycznej kolezanki.
No ale to juz zupelnie inna historia...
Sunday, December 20, 2009
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment