Moj ojciec byl majsterkowiczem odkad tylko pamietam. Potrafil wyczarowac przerozne cuda z drzewa i metalu, robil to wszystko dokladnie i podziwu godna precyzja.
Gdy mialem nascie lat, na ZPT dostalismy prace domowa - zrobic skrzynke na narzedzia.
W sumie podawalem ojcu tylko gwozdzie a cala prace wykonal on - oczekiwalem ze dostane 5 punktow bo skrzynka byla naprawde zajebista , niestety wylecialem z nia do domu bo p.Zapalowski stwierdzil ze tak ladnie to ja sam nie moglem tego zrobic.
Nic w tych PRL-owskich szkolach nie punktowali kombinacji i ulatwiania sobie zycia :)
Jakies 5 lat temu chcac sprawic mu frajde ,kupilem zestaw narzedzi na baterie - wiertarka,pila,heblarka i cos tam jeszcze...
Zapakowalem to wszystko w wielka pake i poslalem do Polski - niech chlop ma prezent na swieta.
Zastrzeglem zarazem ze napiecie w kanadzie jest inne niz w PL i musi dokupic sobie prostownik.
Radosc byla wielka - Stefciu od razu zaczal wiercic,ciac,obcinac i tworzyc rozne,rozniaste polki,szafki i stoliki dla mamy.
Radosc trwala kilka miesiecy -do czasu az ojczulek podpial ladowarke bezposrednio do polskiego gniazdka i trafil ja szlag.
Obiecalem mu ze zamowie taka ladowarke i wysle mu paczka lotnicza aby zaden z jego arcywaznych `projektow`nie ucierpial.
W tym czasie, co tydzien w sobote dzwonilem do rodzicow na tzw. gadke szmatke, gorzkie zale i wypominki - w tych dwoch ostatnich zwlaszcza - brylowala moja mama.
Kobiecina nie mogla sobie uzmyslowic, ze synus nie ma juz 13 lat i ciagle bombardowala mnie pytaniami czy aby na pewno cieplo sie ubieram,czy nie pije za duzo piwa i czy nie wydaje pieniedzy na bzdury.
Moja odpowiedz z reguly byla taka sama - `Haniu,czy Ty nie masz innych problemow? Wez sie zajmij soba a nie uprzykrzaj swemu dziecku zycia bo i tak nie ma lekko"
Uzmyslawialem tez matce rodzicielce bardzo dyskretnie - iz to ja ponosze koszty tych rozmow telefonicznych a wiec w dobrym tonie byloby aby nie marnowala czasu antenowego na trucie mi tylka czy zakladam szalik i nie pije niczego zimnego...
Na szczescie lata praktyki uodpornily mnie na gderanie mamy i to co wpuszczalem jednym uchem wypuszczalem drugim ,z drugiej zas strony obralem taktyke izolowania ja od pewnych - powiedzmy - drastycznych informacji ktore moglyby wprowadzic zamet w jej sielankowa wizje mojego swiata.
W Kanadzie dawno temu, ktos wpadl na cudowny pomysl i zrobil wolne poniedzialki w pierwszy weekend kazdego letniego miesiaca. Mamy wiec 3 dni wolnego co 4 tygodnie - okres na ktory czekam jak na zbawienie.
Wlasnie tuz przed kolejnym dlugim weekendem, wpadl mi do glowy pomysl aby odwiedzic rodzicow,wypic z ojcem piwka i wysluchac narzekania mamy na zywo.
Wyliczylem sobie ze jesli wylece w piatek - bede w Krakowie w sobote kolo poludnia, wpadne do rodzicow i siostry,wieczorkiem dyskretnie ulotnie sie na rendezvous na rynku ,w niedziele znowu rodzinka, a w poniedzialek 6 rano powrot do Toronto,wtorek do pracy.Spoko.
Gdy jednak uslyszalem cene za 3-dniowy bilet do Krakowa myslalem ze kobita robi sobie jaja z pogrzebu - ale niestety nie ma zmiluj , jesli nie siedzi sie tydzien w kraju licza sobie ho ho albo jeszcze wiecej.
Raz sie zyje,kupilem bilet i nie mowiac nic rodzicom - via Frankfurt zawitalem w Krakowie.
Odprawa celna, odbior wypozyczonego samochodu zajely mi minute siedem i juz pedzilem po tych najgorszych chyba na swiecie polskich drogach do domu rodzicow (jakies 30 minut od lotniska).
Pogoda byla piekna ,wrecz wymarzona na taka wizyte.
Podjechalem pod dom ,parkujac w bezpiecznej odleglosci tak aby nie zostac dostrzezonym przed czasem.
Zobaczylem ojca siedzacego przed domem i krojacego ziemniaki oraz mame sadzaca jak zwykle jakies zielska w swoim wypieszczonym i wypielegnowanym ogrodku.
Wykrecilem numer i obserwowalem jak mama odbiera telefon...
- Jak tam sprawy Haniu,robisz cos pozytecznego?
- O czesc synku - co ty tak pozno dzwonisz? Jestesmy z tata w ogrodku,taka piekna pogoda...
Zaraz bedziemy jesc obiad ...
Chcialem chociaz przez chwile kontynuowac ta konwersacje ale nie mialem na tyle silnej woli aby udawac i powiedzialem do mamy - " a coz Ty sie tak wystroilas na zielono?"
Mama znieruchomiala,po czym odwrocila sie i zobaczyla mnie opartego o plot, smiejacego sie od ucha do ucha.
Odlozyla sluchawke i z przestrachem na twarzy zapytala..."Michal,co sie stalo?"
No jasne pomyslalem - typowa mama,dziecko do nich przyjechalo w odwiedziny a ta mysli ze od razu koniec swiata.
Na glos jednak odparlem ze ceny paczek lotniczych sa tak sakramencko drogie, ze totalnie nie oplacalo mi sie wysylac Stefciowi tej ladowarki tylko sam mu ja przywiozlem."przysiegam na pielgrzymke do Czestochowy mamo" dodalem rechotajac.
Ojciec z poczatku tez nie wiedzial co jest grane,po chwili jednak zasmial sie i stwierdzil -"coz mu sie dziwisz - przeciez zawsze byl pokopany".
Byly to cudne dwa dni ,jeden ze wspanialszych momentow w moim zyciu - do tej pory wisi nad moim biurkiem fotka, ktora zrobilem wlasnie wtedy.
Ojciec z matka bardzo tylko dziwili sie, czemu wieczorem wybywam z domu i nie planuje u nich nocowac.
Im mniej wiedza tym dla nich lepiej - po co mialem ich denerwowac ze wieczor i noc spedzilem w szalenie milym towarzystwie pewnej sympatycznej kolezanki.
No ale to juz zupelnie inna historia...
Sunday, December 20, 2009
Wednesday, December 16, 2009
You'll Think Of Me

Adama poznalem kilka lat temu w Krakowie,siedzac z moja zona na piwie w BullPubie.
W zasadzie nie byl to udany wieczor.
Nie byl to udany wieczor do czasu gdy go wlasnie poznalem...
Po pierwsze dalem namowic sie na teatr (za ktorym nie przepadam) no ale ok - grali dosyc przyzwoita komedie z Andrzejem Grabowskim w teatrze Slowackiego - wiec pomyslalem ze jakos to przetrzymam.
W samym teatrze jednak okazalo sie, ze o ile z biletow wynikalo iz mamy miejsca obok siebie o tyle w rzeczywistosci dzielilo nas przejscie a wiec siedzialem sam obok dwojki rozgadanych nastolatek,slacych smsy podczas spektaklu z czestotliwoscia wieksza niz papa Rydzyk wola o pieniadze.
Na dodatek moje dansingowo-wypadowe spodnie byly o dwa numery za duze i czulem sie jak woznica furmanki,ktory popil i zaspal a szkapa przez pomylke wywiozla go do centrum miasta. Wstyd za piatke,oba samce.
Wszystko to sprawilo ze humor mialem pod psem i z bolem serca musze przyznac ze pogarszal mi sie wprost proporcjonalnie do euforii i atakow smiechu Joli,ktora najwyrazniej doskonale sie bawila.
Duzo pozniej przyznala mi sie, ze moja mizerna mina plus wiszace jak na strachu na wroble portki i dwie szczebioczace - jakby moje psiapsiolki,13 latki - byly lepszym ubawem niz sam spektakl...
Po dwoch godzinach meczarnia sie skonczyla i wreszcie moglismy przemknac (grudzien) na piwko do BullPubu na Malym Rynku.
Knajpa byla srednio zapchana i nie mielismy problemu ze znalezieniem stolika.
Ogolnie rzecz biorac,nadal bylem wkurzony i nie chcialo mi sie rozmawiac tylko saczyc mojego Zywca .
Niestety, moja zona doskonale wie kiedy jej nie slucham,nawet jesli patrze jej w oczy,kiwam glowa i co jakis czas mowie taaaaak.
Tym razem nie bylo inaczej - po 10 minutach szczebiotania i bzyczenia mi do uszu nastapila bloga cisza - stan tak pozadany i nieczesto w wolnej formie wystepujacy.
Niestety czesto zapowiadajacy burze i awanture.
Popijalem zloty nektar, rozmyslajac o waznych i trudnych do zrozumienia zagadnieniach dla kobiet , cieszac sie zarazem ze moja polowica znalazla sobie jakies zajecie i przestala zagluszac.
Z zamyslenia wyrwal mnie glos "oj corka chyba jest zla na pana"?
"Wrocilem" na ziemie i przekrecilem glowe w kierunku skad dobiegal glos. Zanim jeszcze spostrzeglem kto to powiedzial,przeleciala mi przez glowe mysl ze lepiej zeby facet nie szukal awantury bo naprawde nie mam dobrego dnia...
Zobaczylem starszego pana w wieku ok 80 lat,ubranego w garnitur, szczuplego, drobnego, palacego papierosa i popijajacego piwo z sokiem.
To bylo nasze pierwsze spotkanie.
Oh fuck - pomyslalem - wez sie dziadek odczep bo nie mam nastroju ani ochoty gadac o tym co cie boli albo swedzi.
Na glos odparlem jednak grzecznie "CORKA sie juz dzisiaj dosc nasmiala - teraz jak posiedzi skwaszona,nic jej nie zaszkodzi"
Starszy pan przeprosil ze sie wtracil i zapytal czy przeszkadza nam dym z jego papierosow (a kopcil jak lokomotywa).
Kiedy pije alkohol dym mi nie przeszkadza - wiec wzruszylem ramionami ze nie i wtedy po raz pierwszy zauwazylem jego oczy,takie mlode,usmiechniete, chyba szczesliwe i pelne sympatii.
Popijalem piwko i nadal siedzialem w milczeniu.
Jola tymczasem po 5 minutach opowiedziala mu historie swojego zycia, konczac na naszej wizycie w teatrze Slowackiego i tlumaczeniu czemu siedze z taka skwaszona mina.
Adam popatrzyl na moje spodnie i zamiast przyznac mi racje - stwierdzil no ze takie pumpy to on tez nosil - tyle tylko ze zaraz po 2 wojnie swiatowej.
Osz kawalarz sie na stare lata z niego zrobil - pomyslalem - rejestrujac machinalnie ze i ja sie smieje. Lody stopnialy.
Posiedzielismy w BullPubie do polnocy,calkiem dobrze sie bawiac.
Adam powiedzial ze z reguly wszyscy go ignoruja - przychodzi tutaj od lat bo mieszka 2 min dalej - ale z reguly pije piwko i wraca do siebie. "Mam 82 lata i z takim dziadkiem jak ja nikt nie chce gadac."
Do mojego powrotu do Kanady zostal jeszcze tydzien - umowilismy sie za dwa dni w tym samym miejscu i o tej samej porze.
Czas w Polsce zawsze szybko mi biegnie i zal marnowac go na nieudane imprezy i spotkania - ale musze przyznac ze na to kolejne piwko z Adamem mialem dziwnie duza ochote.
Jak zwykle przyszedl nienagannie ubrany , podpierajac sie laska . Przyszlismy wczesniej i zajelismy to samo co poprzednio miejsce.
Grzane piwko z sokiem pojawilo sie przed nim jakies 120 sekund pozniej i jak starzy znajomi zaczelismy krecic sie na bajerce opowiadajac,wspominajac i snujac marzenia.
Adam opowiadal o swojej rodzinie, jak bardzo zaluje ze z zona nie mogli miec dzieci, opowiedzial tez o samej zonie - ktora zmarla ponad dwadziescia lat temu . Od tej pory jest sam jak palec.
Po 4tym piwie (Michal,Ty mnie chcesz wykonczyc) wyznal nam ze chcialby jeszcze sie kiedys zakochac.
Zabawna byla reakcja obcokrajowcow odwiedzajacych BullPub - starszy facet z dwojka chyba swoich (?) dzieci najwyrazniej doskonale sie bawiacych.
Pare razy zauwazylem ze obserwuja nas zaciekawione oczy.
Podczas tego pobytu w Polsce spotkalismy sie raz jeszcze. Kupilem mu na pamiatke zapalniczke . Chyba byla troche za bardzo skomplikowana bo mial problemy z jej odpaleniem - ale mimo wszystko bylo widac ze bardzo sie ucieszyl...
Swieta,swieta i po swietach.
Zima w Kanadzie jest gorsza niz upuszczone pod prysznicem mydlo w zakladzie karnym , zawsze wiec staram sobie jakos wynagrodzic te dlugie miesiace zimna i trzesacego sie tylka .
Odwiedzanie Krakowa jest chyba najlepsza forma poprawiania sobie humoru i "ladowania" baterii a maj jest pieknym miesiacem .
Tak wiec dodalem a+b+c - i po raz juz n-ty wymeczylem sie przez 9 godzin w tym pieprzonym , niewygodnym fotelu LOTowskiego dwuplatowca i w polowie maja zawitalem na stare smieci.
Tym razem bylem sam - a wiec obeszlo sie bez teatru Slowackiego, operetek, wystepow zespolow ludowych, popisow chorow chlopiecych tudziez innych form spedzania wolnego czasu,ktore rajcuja i pasjonuja mnie tak bardzo jak pielgrzymki bose do Czestochowy.
Po zalatwieniu spraw niecierpiacych zwloki pozostal czas na przyjemnosci i rozrywke; dwa slowa - Rynek Glowny.
Nadal mam znajomych pracujacych w kilku lokalach rozsianych w okolicach centrum , tak wiec jeden-dwa drinki z kazdym wprawia mnie w bardzo szczesliwy stan pod koniec takiego specyficznego "obchodu".
Poznym wieczorem przechodzac obok BullPubu zerknalem przez szybe i dostrzeglem znajoma sylwetke.
Wcisnalem sie do srodka, kupilem piwo przy barze i bez zbednych ceregieli usiadlem przy Adamie mowiac - "sluchaj Adas, masz pozyczyc dwie dychy do konca miesiaca?"
Chlopina wytrzeszczyl oczy, zakaszlal i az wstal z wrazenia .
Nic sie skubaniec nie zmienil. Troche chyba tylko wiecej kaszlal.
Nadal pil to swoje cieple piwo z sokiem i kopcil jak ruska lokomotywa pedzaca pod gore.
Mowcie co chcecie ale w Krakowie zawsze bede czul sie jak w domu. Moze to miejsce a moze ludzie.W kazdym razie chetnie tam powracam.
Mily byl to wieczor, pozniej dosiedli sie do nas Finowie ktorzy zywcem nie mogli znalezc innego miejsca.
Adam mial duze problemy z zapamietaniem finskiego kitoss (dziekuje) do czasu az podsunalem mu analogie do polskiego kutas (w staropolskim znaczeniu fredzla i ozdoby naturalnie) czym rozsmieszylem chlopa do lez.
Time flies jak to u nas mowia, dwa dni pozniej wrocilem do Toronto.
Adama spotkalem jeszcze trzykrotnie.
Zawsze siedzial w tym samym miejscu, zawsze samotnie saczac swoj ulubiony napoj.
Raz jeszcze udalo mi sie go zaskoczyc niespodziewanym najsciem i glupawym tekstem po ktorym przecieral z niedowierzaniem okulary.
W pozostalych przypadkach dzwonilem z BullPubu na jego domowy telefon i wyciagalem go z lozka na male piwko.Gora dwa.No moze trzy.Jak beda cztery to sam sie zdziwie. W piec nie ma mowy abym uwierzyl.Na szesc to nawet nie mam pieniedzy...
Przyzwyczailem sie do niego w jakis bardzo dziwny sposob i nie wyobrazalem sobie wizyty w polsce bez drinka z Adamem.
W maju 2009 bylem znowu w Krakowie przez tydzien.
Nie mialem zbyt wiele czasu na sprawy osobiste, tak wiec tylko raz udalo mi sie odwiedzic rynek, zjesc calkiem przyzwoita - polska wersje burrito i odwiedzic JohnBulla.
Znam z widzenia pare osob obslugi i oni tez mnie pamietaja.
Chyba raczej z tej dobrej strony.
Jeden z barmanow podszedl do mnie, zanim zdazylem zaplacic za pierwszy kufel i zmrozil mnie slowami ze ma dla mnie bardzo niemila nowine. Nie patrzyl mi przy tym w oczy i wszelki komentarz byl zbedny.
Podnioslem reke do gory jakby chcac go uciszyc i pamietam ze powiedzialem tylko - "To juz wiecej piwa z Adasiem sie nie napije..."
Barman odparl ze jest mu bardzo przykro ,po czym zniknal gdzies na zapleczu.
Nie moglem nawet usiasc tam gdzie zwykle siedzielismy - bylo tak duzo ludzi,slyszalem rozne jezyki,mlodzi,starsi,jacys polonusi w gustownych dresach.
Ciasno,tloczno a jednak tak cholernie pusto.
Adam mial dlugie i chyba w sumie piekne zycie.Do konca chodzil,byl sprawny,palil i pil piwsko, mial dobra pamiec i poczucie humoru. Tez bym tak chcial.
Mysle tez ze znajomosc ze mna byla dla niego milym akcentem ostatniego roku z kawalkiem jego zycia.Dobre i to.
W Toronto nie moglem sobie tylko darowac ze nie usiadlem na "naszym " miejscu i nie wypilem piwska jak to dawniej bywalo.
Wiem ze jest to i tak bez znaczenia a symboliki picia samotnie piwa myslac o kims kogo w sumie widzialem 6-7 razy w zyciu i tak nikt nie pojmie.
No ale takie jest zycie. Gdyby wszystko mialo sens - pewnie nie byloby tak wesolo.
....
Za tydzien swieta i znowu lece do Polski.
Wybiore sie do BullPubu i zamowie piwko,gora dwa,no moze trzy,jak beda cztery to sam sie zdziwie...
Do tego wezme cieplego Zywca z sokiem malinowym i postawie w tym samym miejscu co zawsze.
Gdyby skubaniec mogl to zobaczyc,pewnie rechotalby do lez i przecieral chusteczka do nosa swoje okulary.
miss u buddy
Tuesday, July 14, 2009
Home By The Sea
Wzielo mnie dzisiaj na wspomnienia.
Dawno,dawno temu w Krakowie gralem w drugoligowym klubie rugby.Za mojej kadencji klub doznawal najwiekszych porazek i obrywal najwieksze balabuchy prawie od kazdej druzyny w lidze - chcialbym wierzyc ze nie przeze mnie.
Ale kto by sie tam przejmowal wynikami - rugby to nie tylko mecze,rezultaty i tabele - to przede wszystkim to co dzieje sie po meczu . Hektolitry piwa ktore w ramach dozywiania znikaja w gardzielach i zabawa do samego rana, po porazce czy zwyciestwie wynagradza polamane nosy i poobijane kosci.
Cieciem w klubie byl maly brodaty facet po piecdziesiatce, wygladajacy jak rozbojnik Rumcajs - Wladek.Byl bezdomnym ,bez znajomych i krewnych ktory w zamian za lokum do spania i cos do jedzenia sprzatal klub i pilnowal porzadku.Na terenie obiektu znajdowala sie tez knajpa z piwem i jedzeniem (ktorego bez uprzedniego zaprawienia chmielem nie daloby sie strawic).
Wladzio byl ulubiencem wszystkich - a mnie jakos sobie najbardziej chyba upodobal.Moze dlatego ze niejeden raz postawilem mu Tyskie, przynosilem od czasu do czasu z domu cos ludzkiego do zjedzenia i czasami jakies ciuchy.Myl mi dziadyga za to czasami samochod - ktory co prawda wygladal po tym jakby spryskany byl woda z kaluzy, slina i nie powiem czym jeszcze - no ale to juz inna historia.
Kiedys po treningu gdy wybieralem sie do domu zauwazylem ze Wladek na swoj cieciowaty sposob lepiej wyglada i pewnie mylil mnie wech - ale od chlopiny poczulem Brutala czy inna pania Walewska.
Przycisnalem lenia do muru i okazalo sie ze mial urodziny ale nie zamierzal o tym nikomu mowic - moze po trosze ze wstydu ze nie ma kasy aby postawic nam piwo a po trosze dlatego ze myslal iz nikt z nim i tak nie bedzie chcial sie napic .
Gdy roztrabilismy wiesci w szatni ,okazalo sie ze zostala prawie cala druzyna - i zupelnie niespodziewanie urodzila sie swietna imprezka.Popijalismy piwsko,przegryzajac nie do konca rozmrozonymi parowkami leszczynskimi - nasz Wladzio byl w ten wieczor gwiazda.
Chcacy mu jak zwykle dokuczyc ,z glupia frant zapytalem go nagle " Leniu , powiedz nam - tylko nie klam dziadu - kiedy ostatni raz siedziales na babie? "
Wladek podrapal sie po glowie , pokrecil glowa ,popatrzyl na osrane przez tysiace much lampy i stwierdzil ze mu i tak nie uwierzymy.
Zaczalem wiec myslec - na ktorej z kelnerek kutwa musial siedziec ze jest to az takie nieprawdopodobne.
Nie dokonczylem swojego rozumowania gdy wladzio wykrztusil ze.... jakies 20 lat temu.
Ok-urrrrrrrrrrwwwwaaaa...dalo sie slyszec przewracane z wrazenia krzesla i rechot kolesiow .
A mnie sie chlopa autentycznie zrobilo zal.
Konczac swoje piwo wpadl mi do glowy pewien pomysl,ktory zrealizowalismy jeszcze tego samego wieczoru - zrobilismy druzynowa zrzutke dla Wladzia na babe z pigalaka - aby chociaz w swoje urodziny chlopina przypomnial sobie jak to drzewiej bywalo.
Ja,Malpa,Robus i Maciek zapakowalismy sie do rozpadajacej sie scierki grzechotnika (Ford Sierra Diesel ) i w wielkiej tajemnicy pojechalismy na plac Biskupi gdzie rezydowaly roz-gwiazdy drugiej kategorii pamietajace Powstanie Warszawskie a moze nawet legiony Pilsudskiego.
Okazalo sie ze nie bylo lekko. Panny widzac nasza czworke, Maciek - prawie 2 metry wzrostu i 120 kilo wagi,Robus z szyja grubsza niz jego wlasna glowa a Malpa z jego polamanym w bojach nosem nie budzili zaufania ,wygladajac raczej na panow ktorzy przychodza z propozycja ochrony a nie rzeczywistych amatorow podmywanych woda z weza w bramie cor koryntu.
Skromnie musze przyznac iz jedynie moja aparycja wzbudzala zaufanie a mily usmiech i cieple slowa roztaczaly poczucie bezpieczenstwa i stwarzaly odpowiedni klimat ku negocjacjom - ale najwyrazniej i to nie wystarczalo to aby przekonac panienki, bo zadna nie chciala z nami gadac.
Laski od razu odchodzily mowiac ze albo koncza juz na dzisiaj dyzur albo ze czekaja na umowionego klienta.
Minela prawie godzina ,objechalismy kilka miejsc - niestety bez rezultatu.
Przypomnialem sobie wtedy ze na Dlugiej jest jeszcze miejsce gdzie czasami widzialem samotne kkkkk......olezanki pozna pora.
Mielismy szczescie - staly dwa babilony niskozawieszone i grubokosciste -no ale do cholery Wladek za nie nie placi, wiec nie powinien narzekac.
Podszedlem do nich , przywitalem sie ladnie i wyluszczylem problem .
Jedna z pan - brzydka jak noc listopadowa,chyba zdrowo po czterdziestce, z krzywym nosem i w ciasnej skorzanej mini - stwierdzila ze jesli oplacimy z powrotem taxi to pojdzie na ten uklad, podala przy tym zdecydowanie wygorowana jak na swoj wyglad cene.
W sumie nie mielismy wyboru - tak wiec dwie minuty pozniej, slicznotka jechala z nami wcisnieta pomiedzy Malpe i Robusia ktorzy przykleili sie do bocznych drzwi ,robiac jak najwiecej miejsca po srodku - bojac zarazic sie od lali jakims chorobskiem.
Po drodze poznalismy intymne szczegoly z zycia Maryski - miedzy innymi historie jej zlamanego nosa ( kurwa klijenta mielam , nie dosc ze chuj nie zaplacil to jeszcze mi przypierdolil) a takze detale popytu na jej uslugi, ktory osiagal apogeum gdy w miescie odbywaly sie derby Cracovia-Wisla
(osmiu klijentow zem miala w 4 godziny ).
Zblizajac sie do stadionu - zagailem rozmowe na profesjonalne tematy mowiac - wiesz Marysiu, z Wladkiem to musisz ostroznie bo chlopina na zadnej babie nie siedzial od 20 lat...
Zamierzalem kontynuowac ta jakze gleboka i istotna mysl gdy Marysia przerwala mi mowiac - "Ty mi nie pjerdol i nie ucz mnie zawodu bo moglabym Cie malolacie pokazac triki ktore Twojej zonie sie nie snily...".
Osz qrwa mysle - czas sie zamknac bo jeszcze gotowa to naprawde zrobic . .
Po przyjezdzie na miejsce, Maryska zazyczyla sobie podwojnego drinka z baru (bez coli), wziela Wladka ktoremu w miedzyczasie opadla z wrazenia szczeka i oddalila sie z nim do naszej szatni.
Niestety nie zgasili swiatla i cala druzyna miala watpliwa przyjemnosc ogladania przez okno tego co Wladyslaw C. wyprawia z nowopoznana narzeczona . Chcacy uniknac zaburzen z erekcja w przyszlosci - odpuscilem sobie ta watpliwa przyjemnosc.
Pol godziny pozniej Marycha i siedzacy z bananem Wladziu dolaczyli do nas w barze.
"Klawe jestescie chlopaki, chociaz musze przyznac zem sie Was na poczatku troche bala"
Otrzymalismy tez zapewnienie gdybysmy czegokolwiek potrzebowali - na Dlugiej ja wszyscy znaja i wystarczy pytac o Marysie.
Maryska wypila dwa piwa zanim zamowiona taksowka odwiozla ja z powrotem do pracy.
Teoretycznie mozna byloby winic mnie ,Robusia,Malpe i Macka za brak zabezpieczenia dla Wladzia , jego pozniejsza chorobe i koszty leczenia - ktore oczywiscie obciazyly nasza czworke jako prowodyrow i pomyslodawcow.
No ale przeciez nawet najbardziej perfekcyjnie dopracowany plan moze miec swoj slabszy punkt . Poza tym co Wladzio uzyl to jego.
Nawet jesli potem przez miesiac musial lykac pastylki i smarowac swoj wyciagniety z lamusa przyrzad mascia.
Dawno,dawno temu w Krakowie gralem w drugoligowym klubie rugby.Za mojej kadencji klub doznawal najwiekszych porazek i obrywal najwieksze balabuchy prawie od kazdej druzyny w lidze - chcialbym wierzyc ze nie przeze mnie.
Ale kto by sie tam przejmowal wynikami - rugby to nie tylko mecze,rezultaty i tabele - to przede wszystkim to co dzieje sie po meczu . Hektolitry piwa ktore w ramach dozywiania znikaja w gardzielach i zabawa do samego rana, po porazce czy zwyciestwie wynagradza polamane nosy i poobijane kosci.
Cieciem w klubie byl maly brodaty facet po piecdziesiatce, wygladajacy jak rozbojnik Rumcajs - Wladek.Byl bezdomnym ,bez znajomych i krewnych ktory w zamian za lokum do spania i cos do jedzenia sprzatal klub i pilnowal porzadku.Na terenie obiektu znajdowala sie tez knajpa z piwem i jedzeniem (ktorego bez uprzedniego zaprawienia chmielem nie daloby sie strawic).
Wladzio byl ulubiencem wszystkich - a mnie jakos sobie najbardziej chyba upodobal.Moze dlatego ze niejeden raz postawilem mu Tyskie, przynosilem od czasu do czasu z domu cos ludzkiego do zjedzenia i czasami jakies ciuchy.Myl mi dziadyga za to czasami samochod - ktory co prawda wygladal po tym jakby spryskany byl woda z kaluzy, slina i nie powiem czym jeszcze - no ale to juz inna historia.
Kiedys po treningu gdy wybieralem sie do domu zauwazylem ze Wladek na swoj cieciowaty sposob lepiej wyglada i pewnie mylil mnie wech - ale od chlopiny poczulem Brutala czy inna pania Walewska.
Przycisnalem lenia do muru i okazalo sie ze mial urodziny ale nie zamierzal o tym nikomu mowic - moze po trosze ze wstydu ze nie ma kasy aby postawic nam piwo a po trosze dlatego ze myslal iz nikt z nim i tak nie bedzie chcial sie napic .
Gdy roztrabilismy wiesci w szatni ,okazalo sie ze zostala prawie cala druzyna - i zupelnie niespodziewanie urodzila sie swietna imprezka.Popijalismy piwsko,przegryzajac nie do konca rozmrozonymi parowkami leszczynskimi - nasz Wladzio byl w ten wieczor gwiazda.
Chcacy mu jak zwykle dokuczyc ,z glupia frant zapytalem go nagle " Leniu , powiedz nam - tylko nie klam dziadu - kiedy ostatni raz siedziales na babie? "
Wladek podrapal sie po glowie , pokrecil glowa ,popatrzyl na osrane przez tysiace much lampy i stwierdzil ze mu i tak nie uwierzymy.
Zaczalem wiec myslec - na ktorej z kelnerek kutwa musial siedziec ze jest to az takie nieprawdopodobne.
Nie dokonczylem swojego rozumowania gdy wladzio wykrztusil ze.... jakies 20 lat temu.
Ok-urrrrrrrrrrwwwwaaaa...dalo sie slyszec przewracane z wrazenia krzesla i rechot kolesiow .
A mnie sie chlopa autentycznie zrobilo zal.
Konczac swoje piwo wpadl mi do glowy pewien pomysl,ktory zrealizowalismy jeszcze tego samego wieczoru - zrobilismy druzynowa zrzutke dla Wladzia na babe z pigalaka - aby chociaz w swoje urodziny chlopina przypomnial sobie jak to drzewiej bywalo.
Ja,Malpa,Robus i Maciek zapakowalismy sie do rozpadajacej sie scierki grzechotnika (Ford Sierra Diesel ) i w wielkiej tajemnicy pojechalismy na plac Biskupi gdzie rezydowaly roz-gwiazdy drugiej kategorii pamietajace Powstanie Warszawskie a moze nawet legiony Pilsudskiego.
Okazalo sie ze nie bylo lekko. Panny widzac nasza czworke, Maciek - prawie 2 metry wzrostu i 120 kilo wagi,Robus z szyja grubsza niz jego wlasna glowa a Malpa z jego polamanym w bojach nosem nie budzili zaufania ,wygladajac raczej na panow ktorzy przychodza z propozycja ochrony a nie rzeczywistych amatorow podmywanych woda z weza w bramie cor koryntu.
Skromnie musze przyznac iz jedynie moja aparycja wzbudzala zaufanie a mily usmiech i cieple slowa roztaczaly poczucie bezpieczenstwa i stwarzaly odpowiedni klimat ku negocjacjom - ale najwyrazniej i to nie wystarczalo to aby przekonac panienki, bo zadna nie chciala z nami gadac.
Laski od razu odchodzily mowiac ze albo koncza juz na dzisiaj dyzur albo ze czekaja na umowionego klienta.
Minela prawie godzina ,objechalismy kilka miejsc - niestety bez rezultatu.
Przypomnialem sobie wtedy ze na Dlugiej jest jeszcze miejsce gdzie czasami widzialem samotne kkkkk......olezanki pozna pora.
Mielismy szczescie - staly dwa babilony niskozawieszone i grubokosciste -no ale do cholery Wladek za nie nie placi, wiec nie powinien narzekac.
Podszedlem do nich , przywitalem sie ladnie i wyluszczylem problem .
Jedna z pan - brzydka jak noc listopadowa,chyba zdrowo po czterdziestce, z krzywym nosem i w ciasnej skorzanej mini - stwierdzila ze jesli oplacimy z powrotem taxi to pojdzie na ten uklad, podala przy tym zdecydowanie wygorowana jak na swoj wyglad cene.
W sumie nie mielismy wyboru - tak wiec dwie minuty pozniej, slicznotka jechala z nami wcisnieta pomiedzy Malpe i Robusia ktorzy przykleili sie do bocznych drzwi ,robiac jak najwiecej miejsca po srodku - bojac zarazic sie od lali jakims chorobskiem.
Po drodze poznalismy intymne szczegoly z zycia Maryski - miedzy innymi historie jej zlamanego nosa ( kurwa klijenta mielam , nie dosc ze chuj nie zaplacil to jeszcze mi przypierdolil) a takze detale popytu na jej uslugi, ktory osiagal apogeum gdy w miescie odbywaly sie derby Cracovia-Wisla
(osmiu klijentow zem miala w 4 godziny ).
Zblizajac sie do stadionu - zagailem rozmowe na profesjonalne tematy mowiac - wiesz Marysiu, z Wladkiem to musisz ostroznie bo chlopina na zadnej babie nie siedzial od 20 lat...
Zamierzalem kontynuowac ta jakze gleboka i istotna mysl gdy Marysia przerwala mi mowiac - "Ty mi nie pjerdol i nie ucz mnie zawodu bo moglabym Cie malolacie pokazac triki ktore Twojej zonie sie nie snily...".
Osz qrwa mysle - czas sie zamknac bo jeszcze gotowa to naprawde zrobic . .
Po przyjezdzie na miejsce, Maryska zazyczyla sobie podwojnego drinka z baru (bez coli), wziela Wladka ktoremu w miedzyczasie opadla z wrazenia szczeka i oddalila sie z nim do naszej szatni.
Niestety nie zgasili swiatla i cala druzyna miala watpliwa przyjemnosc ogladania przez okno tego co Wladyslaw C. wyprawia z nowopoznana narzeczona . Chcacy uniknac zaburzen z erekcja w przyszlosci - odpuscilem sobie ta watpliwa przyjemnosc.
Pol godziny pozniej Marycha i siedzacy z bananem Wladziu dolaczyli do nas w barze.
"Klawe jestescie chlopaki, chociaz musze przyznac zem sie Was na poczatku troche bala"
Otrzymalismy tez zapewnienie gdybysmy czegokolwiek potrzebowali - na Dlugiej ja wszyscy znaja i wystarczy pytac o Marysie.
Maryska wypila dwa piwa zanim zamowiona taksowka odwiozla ja z powrotem do pracy.
Teoretycznie mozna byloby winic mnie ,Robusia,Malpe i Macka za brak zabezpieczenia dla Wladzia , jego pozniejsza chorobe i koszty leczenia - ktore oczywiscie obciazyly nasza czworke jako prowodyrow i pomyslodawcow.
No ale przeciez nawet najbardziej perfekcyjnie dopracowany plan moze miec swoj slabszy punkt . Poza tym co Wladzio uzyl to jego.
Nawet jesli potem przez miesiac musial lykac pastylki i smarowac swoj wyciagniety z lamusa przyrzad mascia.
Monday, July 13, 2009
Home For A Rest
Lubie klimat wyjazdow i podrozy.Uwielbiam specyficzny nastroj terminali odlotowych,zawsze udziela mi sie nastroj podniecenia ile razy wylatuje z domu.
Lubie rozmowy z przygodnie poznanymi ,zmierzajacymi we wszystkie zakatki swiata ludzmi,tak jak i ja saczacymi piwko czy drinka w lotniskowych knajpach, ktore na calym swiecie tak bardzo do siebie podobne.
Troche inaczej sprawa wyglada z samym lataniem. Do trzech godzin moge latac i wtedy zupelnie nie narzekam.Gorzej, gdy przyjdzie siedziec wcisniety jak sardynka w puszke 9 godzin w wygodnym jak madejowe loze fotelu ,otoczony z jednej strony przez dyszacego dziadka a z drugiej przez sluchajacego hiphop poldresiarza z grubym lancuchem na szyi i czapka z metka na bakier.
W domu spie jak niemowlak ale w samolocie sen zupelnie mi nie wychodzi. Koles Rob ktory od lat ma problemy z zasypianiem, dal mi kiedys kilka pastylek nasennych przepisanych przez lekarza,ktore mialy mnie zwalic jak pien w przeciagu 15 minut.
Lyknalem dwie popijajac piwem ,oczekujac ze po starcie glebne jak worek ziemniakow i obudze sie w Polsce.Gowno prawda - znowu przemeczylem cala droge na jawie a padlem dopiero w dwuplatowym kukuruzniku kursujacym regularnie miedzy Warszawa a Krakowem. Pieprzyc takie pastylki.
Ostatnio na jednym z internetowych forow powrocil temat Roberta Dziekanskiego - Polaka "zamordowanego" w Vancouver.
Krew mnie zalewa gdy slysze wypaczone opinie Polakow urobionych przez nasze rzetelne jak cyganski bank media.
Nikt nie zadaje prostego pytania - czemuz to pan Robert nie wychodzil z sali przylotow?
Tych co nigdy nie byli w Kanadzie , spiesze poinformowac ze podobnie chyba jak na calym swiecie po wyjsciu z samolotu nie ma mozliwosci aby sie zgubic.Jest jedno tylko wyjscie przez ktore trzeba przejsc aby wyjsc na miasto lub tez do oczekujacej rodziny /znajomych.
Nasz rodak tymczasem lazil jak sniety przez ponad 8 godzin, odbijajac sie od scian i za cholere nie mogl zalapac, ze wyjscie jest wlasnie tam gdzie kieruja sie tlumy ludzi z bagazami .
Najwyrazniej nie mogac doczekac sie komitetu powitalnego - czyli dwoch panienek w krakowskich strojach,przemowy,orkiestry plus chleba i soli - Robus postanowil zwrocic na siebie uwage.
Zrobil to w jedyny sposob jaki jego maly mozdzek potrafil wykombinowac a mianowicie - zaczal rozpier...lac co tylko bylo w zasiegu reki.
Norrrmalnie Teraz Polska. Duma i chluba ojczyzny, husaria w odsieczy wiedenskiej albo bitwa pod Lenino jak kto woli...
Dziekanski rozwalil komputery obslugi,zrzucajac je na podloge po czym przerzucil swoja uwage na szklane drzwi,ktorym tez sie oberwalo metalowym krzeslem, bo byly otwarte a mialy byc zamkniete czy tez na odwrot.
Heroizm naszego rodaka i jego nierowna walka z beznadziejna kanadyjska obojetnoscia, brutalnie przerwana zostala kilkoma tysiacami woltow, ktorych to moc odczul na sobie i to az czterokrotnie.
Wydawaloby sie ze nawet najwiekszy idiota,widzac zblizajacych sie czterech policjantow, bedzie wiedzial ze nie przyszli pogadac o dupie pani Malinowskiej ani o pieknie kraju nad Wisla, tylko w najbardziej optymistycznym wypadku - zalozyc kajdanki i zamknac w pierdlu na 48.
To naturalnie przy zalozeniu, ze nie bedzie sie stawiac oporu.
Robert D. wybral jednakze ta druga wersje i w iscie wallenrodowskim stylu rozpoczal walke a la powstanie warszawskie 1944 - czyli zywcem mnie nie wezmiecie.
Trzeba mu przyznac ze krzepe chlop mial, bo lezac juz na ziemi obracal sie niczym karuzela pomimo 2 policjantow siedzacych mu na plecach.Do czasu...
To ze nadludzki wysilek i wypita wczesniej flaszka w polaczeniu z tysiacami zapodanych woltow nie sa najzdrowszym rozwiazaniem - dowiedzielismy sie wkrotce pozniej z netu i telewizji.
Facet byl zagrozeniem dla bezpieczenstwa podroznych i az strach pomyslec na kim wyladowalby swoja frustracje gdyby nie interwencja policji.
wariat wariatem - szkoda kazdego zycia.
Kto tu zawinil?
Wydaje mi sie ze najbardziej zawinili ludzie , ktorzy wyslali niezrownowazonego idiote - samotnie w tak dluga i meczaca podroz .
Ktos powinien nauczyc go chociaz jednego -"mowie tylko po polsku" zdania w jezyku angielskim a jesli za cholere nie moglby tego wykuc - powinien chociaz miec kartke z informacja ze jest niebezpiecznym analfabeta z Polski, przyklejona przezroczysta tasma do czola.
Osobiscie zal mi jest jego matki.
Kobieta czekala wiele lat na mozliwosc sprowadzenia syna do Kanady i w momencie kiedy jej marzenie prawie sie spelnilo - byla kilkadziesiat metrow od miejsca gdzie wyzional ducha,nie majac nawet pojecia o dokonujacej sie tragedii.
Where Will I Be
Nie odkryje ameryki twierdzac ze kobiety sa enigma.
Po pierwsze same nie wiedza czego chca.Z reguly chca tego czego nie moga dostac, gdy juz to dostana - awanturuja sie ze nie o to im chodzilo,gdy w koncu dostana to o co im chodzilo - juz chca cos nowego i jazda zaczyna sie od nowa.
W sumie, przepis na sukces jest szalenie prosty - trzeba im dac to czego chca.
Qrwa tylko czego one chca?
Szczesciarz ktory zblizy sie chociazby na odleglosc roku swietlnego do rozwiazania tej lamiglowki - nie bedzie mial zadnych problemow z otrzymaniem nagrody w naturze.
Poznalem kiedys na czacie Gosie - fajna panna ,uczy angielskiego na jakiejs uczelni w Krakowie.
Rozwiedziona trzydziestolatka, z jednym dzieckiem ,maz ja podobno bil i strasznie pil (no ale gdyby tak posluchac wszystkich rozwodek to kazdy facet jest damskim bokserem i pijakiem).
Cholernie inteligentna z fenomenalnym poczuciem humoru.
Bylem przelotem w Krakowie ,umowilismy sie na drinka i kolacje.Znaczy najpierw kolacje a potem drinka - przy zalozeniu ze sie sobie spodobamy i bedziemy mieli ochote tego drinka wypic.
W sumie, gdy powiedziala mi ze ma opiekunke do dziecka na cala noc wiedzialem ze jestem juz w domu - pozostawala tylko kwestia odpowiedniego rozegrania finalu.
W trakcie kolacji pogadalismy sobie o dupie pani Malinowskiej a takze roznicach pomiedzy oxfordzkim angielskim a discopolo ktorym poslugujemy sie w Ameryce.
Musze przyznac ze wypic mogla jak malo kto.Ponoc zaprawiona zostala w alkoholowych bojach przez swoich studentow . Wypilismy caly zapas (3/4 butelki ) kanadyjskiego whiskey w barze a potem przesiedlismy sie na jakis paszcze wykrzywiajacy twor ze Szkocji.
Troche glupio wygladaloby aby laska byla trzewiejsza niz ja, wiec czujac ze zblizam sie niebezpiecznie do granic swej wytrzymalosci zapytalem niesmialo czy nie mialaby ochoty na drinka z minibaru u mnie w hotelu.
Odparla ze zaczynala juz tracic nadzieje na jakikolwiek seks i myslala ze chce ja tylko upic.
Alleluja - czemu wszystkie kobiety nie sa takie jak ta?
Dzieki ci panie - pomyslalem - dzisiaj mam wiatr w zaglach i wszystko idzie jak z gorki.
Zapakowalem panne w taxi na malym rynku i odjechalismy do lokum gdzie nasza znajomosc miala przejsc metamorfoze z gadania do dzialania.
Kontrolnie juz trzymalem lapke na kolanie i glaskalem sobie rzepke wiedzac ze reszta i tak mi juz nie ucieknie.
Niezmacona moja radosc trwala tylko jakies 5 minut. Gosia siedziala podejrzanie cicho , gapiac sie w okno. Nagle zaczela szarpac drzwi probujac je otworzyc,zdazyla tylko spuscic do polowy szybe i strzelila rozowym pawiem w polowie poza a w polowie do srodka taxi.
Wlasciciel zlotowy zaczal jeczec ze bedzie musial cale auto wsadzic z otwartymi drzwiami do rzeki na przynajmniej dwa dni - rzeczywiscie smrod byl jakby skunksy mialy ruje.
Drogo mnie ta przyjemnosc kosztowala.
Gosie wykiprowalismy pod jej domem - cale szczescie babilon pamietal gdzie mieszka .
Ja wrocilem do hotelu, wzialem dlugi prysznic i wsciekly jak jasna pala walnalem w kimono.
Jaki jest moral z tej historii?
Bez meskiej przewodniej roli dziejowej kobiety zbladzilyby bezpowrotnie.
Po pierwsze same nie wiedza czego chca.Z reguly chca tego czego nie moga dostac, gdy juz to dostana - awanturuja sie ze nie o to im chodzilo,gdy w koncu dostana to o co im chodzilo - juz chca cos nowego i jazda zaczyna sie od nowa.
W sumie, przepis na sukces jest szalenie prosty - trzeba im dac to czego chca.
Qrwa tylko czego one chca?
Szczesciarz ktory zblizy sie chociazby na odleglosc roku swietlnego do rozwiazania tej lamiglowki - nie bedzie mial zadnych problemow z otrzymaniem nagrody w naturze.
Poznalem kiedys na czacie Gosie - fajna panna ,uczy angielskiego na jakiejs uczelni w Krakowie.
Rozwiedziona trzydziestolatka, z jednym dzieckiem ,maz ja podobno bil i strasznie pil (no ale gdyby tak posluchac wszystkich rozwodek to kazdy facet jest damskim bokserem i pijakiem).
Cholernie inteligentna z fenomenalnym poczuciem humoru.
Bylem przelotem w Krakowie ,umowilismy sie na drinka i kolacje.Znaczy najpierw kolacje a potem drinka - przy zalozeniu ze sie sobie spodobamy i bedziemy mieli ochote tego drinka wypic.
W sumie, gdy powiedziala mi ze ma opiekunke do dziecka na cala noc wiedzialem ze jestem juz w domu - pozostawala tylko kwestia odpowiedniego rozegrania finalu.
W trakcie kolacji pogadalismy sobie o dupie pani Malinowskiej a takze roznicach pomiedzy oxfordzkim angielskim a discopolo ktorym poslugujemy sie w Ameryce.
Musze przyznac ze wypic mogla jak malo kto.Ponoc zaprawiona zostala w alkoholowych bojach przez swoich studentow . Wypilismy caly zapas (3/4 butelki ) kanadyjskiego whiskey w barze a potem przesiedlismy sie na jakis paszcze wykrzywiajacy twor ze Szkocji.
Troche glupio wygladaloby aby laska byla trzewiejsza niz ja, wiec czujac ze zblizam sie niebezpiecznie do granic swej wytrzymalosci zapytalem niesmialo czy nie mialaby ochoty na drinka z minibaru u mnie w hotelu.
Odparla ze zaczynala juz tracic nadzieje na jakikolwiek seks i myslala ze chce ja tylko upic.
Alleluja - czemu wszystkie kobiety nie sa takie jak ta?
Dzieki ci panie - pomyslalem - dzisiaj mam wiatr w zaglach i wszystko idzie jak z gorki.
Zapakowalem panne w taxi na malym rynku i odjechalismy do lokum gdzie nasza znajomosc miala przejsc metamorfoze z gadania do dzialania.
Kontrolnie juz trzymalem lapke na kolanie i glaskalem sobie rzepke wiedzac ze reszta i tak mi juz nie ucieknie.
Niezmacona moja radosc trwala tylko jakies 5 minut. Gosia siedziala podejrzanie cicho , gapiac sie w okno. Nagle zaczela szarpac drzwi probujac je otworzyc,zdazyla tylko spuscic do polowy szybe i strzelila rozowym pawiem w polowie poza a w polowie do srodka taxi.
Wlasciciel zlotowy zaczal jeczec ze bedzie musial cale auto wsadzic z otwartymi drzwiami do rzeki na przynajmniej dwa dni - rzeczywiscie smrod byl jakby skunksy mialy ruje.
Drogo mnie ta przyjemnosc kosztowala.
Gosie wykiprowalismy pod jej domem - cale szczescie babilon pamietal gdzie mieszka .
Ja wrocilem do hotelu, wzialem dlugi prysznic i wsciekly jak jasna pala walnalem w kimono.
Jaki jest moral z tej historii?
Bez meskiej przewodniej roli dziejowej kobiety zbladzilyby bezpowrotnie.
Sunday, July 12, 2009
I forgot that love existed.
Nigdy nie jest tak źle aby nie mogło byc gorzej.
No chyba że nie masz kasy na piwo a pić się chce jak cholera.Chociaż w sumie też może być jeszcze gorzej bo można mieć sucho w gardle a także gderającą za uchem babę ktora klepie bez przerwy że coś jej nie pasuje.Albo ekstremalnie - sucho w gardle, gderającą za uchem babę i na dodatek czwórke bachorów wydzierających sie o mleko ,tak jakbym mial miec dwa cycki pelne tego bialego, bezalkoholowego, niegazowanego i w niczym nie przypominajacego piwa napoju.
Mowi sie ze faceci sa jak dzieci - tylko im wodka i dziwki w glowie. Przynajmniej mamy jakas definicje i wiadomo czego mozna sie po nas spodziewac.
Z kobietami nie jest tak lekko. Gdy im nie dogodzisz wysmieja cie ze masz malego fiuta i ze kopulator jestes minimalny,gorszy od bateryjnego wibratora bez baterii. Gdy dogodzisz - nie odpieprza sie do konca zycia i wlec sie beda za Toba jak smrod po gaciach albo pielgrzymka do Jasnej Gory za pilotem swietego peletonu.
Mialem kiedys znajoma ktora mawiala ze musi sie najpierw zakochac aby isc z facetem do lozka - kurrrde mysle - nie bedzie lekko.Na szczescie tempo jej zakochiwania bylo wprost proporcjonalne do ilosci wypitego alkoholu i skomplikowania podjetych tematow z ktorych i tak 3/4 nie rozumiala. Nie to zebym obarczal ja psychoanaliza czy egzystencjalizmem - zapodalem jej kwestie wyzszosci czarnego jasia nad czerwonym i dziewczynisko totalnie pogubilo sie w zeznaniach.
Dezinformacja wroga to 99% sukcesu.Mowcie co chcecie ale jej tylek wart byl mojego czasu.
Majac jedno zycie, nie jest zlym pomyslem spedzic je jak najlepiej .
Sa tacy co wierza ze po smieci czeka na nich usmiechniety Jezus z cukierkiem w nagrode.
Moze tak moze nie - ale jak mam po smierci spiewac w nieskonczonosc psalmy ,hymny,roraty i na butach pedzic na pielgrzymki to mam serdecznie w dupie takie zycie po zyciu.
Zdecydowanie bardziej podoba mi sie wersja islamu a zwlaszcza opcja dziewic gotowych spelnic kazde zyczenie.Tylko ze biorac pod uwage liczbe dotychczasowych meczennikow za Proroka, pomnozonych przez 7 obiecanych lasek na glowe - bedzie sie chlopina musial nagimnastykowac aby dotrzymac slowa.
Rada dla dziewic - lepiej pozbadzcie sie cnoty jak najpredzej bo moze wam przypaść w udziale capiący jak tygodniowe skarpetki bojownik na dywanie i za pozno bedzie na ratuj mamo.
Przynajmniej swieta ksiega o wypisaniu sie z tego ukladu nic nie wspomina.
Ja tam wole byc safe than sorry i ciesze sie kazdym dniem , ktory zaczyna sie wschodem a konczy zachodem slonca.
Nie da sie ukryc ze parzystokopytne ssaki w spodnicach potrafia ten dzien wyjatkowo uprzyjemnic jak i totalnie go spieprzyc.Niestety ewolucja potoczyla sie niewlasciwym torem i mezczyzni nie sa samowystarczalni. Musimy zatem cierpiec,wysluchiwac,przytakiwac,placic za torebki,buty i mascary,cierpiec godziny w przymierzalni gdy wciskaja w siebie zawsze rozmiar za male bluzki,spodnice i sukienki. Wszystko po to aby dostac to , co one od nas moga miec bez zbednych ceregieli,przekupstw,zabiegow,wybiegow,kombinacji alpejskich i podchodow.
Zycie nie jest fair.
No chyba że nie masz kasy na piwo a pić się chce jak cholera.Chociaż w sumie też może być jeszcze gorzej bo można mieć sucho w gardle a także gderającą za uchem babę ktora klepie bez przerwy że coś jej nie pasuje.Albo ekstremalnie - sucho w gardle, gderającą za uchem babę i na dodatek czwórke bachorów wydzierających sie o mleko ,tak jakbym mial miec dwa cycki pelne tego bialego, bezalkoholowego, niegazowanego i w niczym nie przypominajacego piwa napoju.
Mowi sie ze faceci sa jak dzieci - tylko im wodka i dziwki w glowie. Przynajmniej mamy jakas definicje i wiadomo czego mozna sie po nas spodziewac.
Z kobietami nie jest tak lekko. Gdy im nie dogodzisz wysmieja cie ze masz malego fiuta i ze kopulator jestes minimalny,gorszy od bateryjnego wibratora bez baterii. Gdy dogodzisz - nie odpieprza sie do konca zycia i wlec sie beda za Toba jak smrod po gaciach albo pielgrzymka do Jasnej Gory za pilotem swietego peletonu.
Mialem kiedys znajoma ktora mawiala ze musi sie najpierw zakochac aby isc z facetem do lozka - kurrrde mysle - nie bedzie lekko.Na szczescie tempo jej zakochiwania bylo wprost proporcjonalne do ilosci wypitego alkoholu i skomplikowania podjetych tematow z ktorych i tak 3/4 nie rozumiala. Nie to zebym obarczal ja psychoanaliza czy egzystencjalizmem - zapodalem jej kwestie wyzszosci czarnego jasia nad czerwonym i dziewczynisko totalnie pogubilo sie w zeznaniach.
Dezinformacja wroga to 99% sukcesu.Mowcie co chcecie ale jej tylek wart byl mojego czasu.
Majac jedno zycie, nie jest zlym pomyslem spedzic je jak najlepiej .
Sa tacy co wierza ze po smieci czeka na nich usmiechniety Jezus z cukierkiem w nagrode.
Moze tak moze nie - ale jak mam po smierci spiewac w nieskonczonosc psalmy ,hymny,roraty i na butach pedzic na pielgrzymki to mam serdecznie w dupie takie zycie po zyciu.
Zdecydowanie bardziej podoba mi sie wersja islamu a zwlaszcza opcja dziewic gotowych spelnic kazde zyczenie.Tylko ze biorac pod uwage liczbe dotychczasowych meczennikow za Proroka, pomnozonych przez 7 obiecanych lasek na glowe - bedzie sie chlopina musial nagimnastykowac aby dotrzymac slowa.
Rada dla dziewic - lepiej pozbadzcie sie cnoty jak najpredzej bo moze wam przypaść w udziale capiący jak tygodniowe skarpetki bojownik na dywanie i za pozno bedzie na ratuj mamo.
Przynajmniej swieta ksiega o wypisaniu sie z tego ukladu nic nie wspomina.
Ja tam wole byc safe than sorry i ciesze sie kazdym dniem , ktory zaczyna sie wschodem a konczy zachodem slonca.
Nie da sie ukryc ze parzystokopytne ssaki w spodnicach potrafia ten dzien wyjatkowo uprzyjemnic jak i totalnie go spieprzyc.Niestety ewolucja potoczyla sie niewlasciwym torem i mezczyzni nie sa samowystarczalni. Musimy zatem cierpiec,wysluchiwac,przytakiwac,placic za torebki,buty i mascary,cierpiec godziny w przymierzalni gdy wciskaja w siebie zawsze rozmiar za male bluzki,spodnice i sukienki. Wszystko po to aby dostac to , co one od nas moga miec bez zbednych ceregieli,przekupstw,zabiegow,wybiegow,kombinacji alpejskich i podchodow.
Zycie nie jest fair.
Subscribe to:
Comments (Atom)